Prawa autorskie

Wszystkie prace, zdjęcia i teksty zamieszczone w tym blogu są wyłącznie moją własnością, a jeśli tak nie jest wyraźnie to zaznaczam. Kopiowanie, wykorzystywanie, rozpowszechnianie, przetwarzanie w jakikolwiek inny sposób zdjęć, tekstów oraz wzorów prac bez mojej zgody zabronione.

ZDJĘCIA

Wszystkie prezentowane na blogu zdjęcia są wykonane przeze mnie i moją córkę.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie.

Obserwatorzy

niedziela, 28 sierpnia 2011

Nareszcie trochę chłodniej..

Po tylu upalnych dniach nareszcie nieco chłodniej,dziś temperatura 22 stopnie i wydawałoby się ,ze wręcz zimno jest.
Bardzo źle znosiłam ten upał,omal nie wylądowałam w szpitalu.Wreszcie dziś mogłam się cokolwiek ruszyć z domu.Zrobiliśmy sobie małą wycieczkę do lasu ,przy okazji nazbieraliśmy jeżyn i zrobiłam 6 słoiczków dżemu na zimę. 

Jutro wizyta u lekarza,ciekawe jak wyjdą wyniki.Mam obawy ,że nie najlepiej,te ciągłe nudności,zawroty głowy , brak apetytu,bóle wątroby.Mam przygotowane na wszelki wypadek rzeczy ,jakby trzeba było zostać w szpitalu.Może to tylko wpływ ostatnich gorących dni.

środa, 24 sierpnia 2011

Uf , jak gorąco....

 Kolejny szalenie gorący dzień wreszcie się kończy,teraz nieco chłodniej się zrobiło ,ale mimo wszystko fontanna na czubku mojej głowy cały czas wylewa strugi wody,nawet nie nadążam pić,a lodów to dziś trzy zjadłam ,wspaniałe cytrynowe rożki z Lidla ,moje ulubione.Trochę te lody ulżyły w bólu w ustach od tej cholernej polekowej grzybicy.Dziś cały dzień żyję lodami i jogurtami,bo na nic innego nie mam smaku.
A w ogródku zakwitły mi gladiole,myślałam,że już nic z nich nie będzie ,pod koniec czerwca kupiłam takie wysuszone,sponiewierane cebulki,no i jednak wszystkie wzeszły i zaczynają kwitnąć.
Siedziałam sobie w mieszkaniu ,przy zaciągniętych storach i pozamykanych oknach w temperaturze na pewno mniejszej jak za oknem i plotłam,a jak się po południu cień w moim ogrodowym warsztaciku zrobił kończyłam,malowałam zrobione rzeczy .A to co dziś zrobiłam



Wymalowałam i przyozdobiłam zrobione w szpitalu buciki.Zdjęcia nie oddają prawdziwego lawendowego koloru wyrobów.Jeszcze jako "produkt uboczny " uplotłam dwa dzwoneczki.
Teraz pooglądam trochę seriali kryminalnych i będę czeka na wieści od córek,wracają już znad morza,przesiadkę mają w Poznaniu ,jak dadzą znać,że przesiadły się i jadą już prosto do domu ,pójdę spać.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Wiklina

Ładna słoneczna pogoda dziś była,to jak wróciłam z ZUS-u wykańczałam koszyki .Wszystko ładnie wyschło i ledwie zdążyłam zrobić zdjęcia ,nie najlepszej jakości,(bo mój nadworny fotograf z dobrym aparatem jeszcze poza domem) a już zjawiła się koleżanka odebrać zamówione prace.To dalszy ciąg kolekcji ,do wcześniejszych osłonek na doniczki małe dorobiłam jeszcze jedną małą (wcale nie taką małą 20cm średnicy i 20 cm wysokość)z malwami ,dwie większe ,dwukolorowe ,i do flakonu na kuchenny stół,misę na owoce.
Tak to wszystko wygląda:
Mała tacka na drobiazgi
 Mała osłonka na doniczkę
Osłonki na doniczki,te większe

 Kosz na owoce

 A to cały zestaw dwukolorowy tak wygląda
Zamówienia na dalsze wyroby są ale dopiero na przyszły miesiąc,każdy jednak trochę z kasą się liczy.A i mnie materiały akurat takie z jakich chce te rzeczy się skończyły i muszę czekać na następną dostawę gazet.Teraz muszę coś wymyślić oryginalnego na wystawę prac Związku Niewidomych w Krakowie na którą dostałam zaproszenie.W ubiegłym roku zebrałam i wyróżnienia i nagrody,może i w tym na coś się załapie,przy moim szczęściu to możliwe.Ale to musi być coś,co nawiązuje do staroci.Temat wystawy to "Wczoraj i dziś w rękodziele ",jakoś nie bardzo wiem jak do tego podejść,co tu zrobić.Żebym umiała robić papierowe kwiaty,ale takie ładne,to zrobiłabym piękny ,kolorowy kosz ,wypełniony kwiatami,ale za późno na naukę.
Kosz zrobię ,ale czym go wypełnię,jeszcze nie wiem.
A więc jestem świeżo upieczoną rencistką,nie przyznano mi zasiłku rehabilitacyjnego,dostałam rentę dwójkę na dwa lata.Za bardzo zadowolona to nie jestem,bo za dużo tej renty nie będzie,zasiłek byłby większy ale i to dobre.Trochę spokoju będę miała bez myślenia czy będzie praca czy nie,czy czasem nie zwolnią.
Jak powiedziała pani doktor z komisji,teraz mam myśleć o zdrowieniu a nie zamartwiać się niczym,jak braknie pieniędzy to do opieki się zwrócić ,niech pomogą,łatwiej jako rencista dostać jakieś dofinansowanie niż jako pracujący.A co najciekawsze,trafiłam do ponoć najgorszej z lekarek orzekających w ZUS-ie.Oczekujący przed gabinetem inni petenci ,byli mocno zdziwieni,że na pierwszy raz i od razu na dwa lata,a jeden złośliwiec nawet powiedział,że oni dobrze wiedzą co robią ,bo na pewno nie zdążę wykorzystać tego okresu.Żona (jego) nazwała go idiotą.

Ide teraz kończyć wiklinę ,porobić zdjęcia.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Kolejny słoneczny dzień

Zapowiada się kolejny słoneczny dzień.Aż wstawać sie chce ,gdy za oknem pięknie świeci słońce
A ja mam za sobą już najgorsze dni ,pierwsze trzy dni po chemii,teraz już tylko lepiej z każdym dniem będzie.Mam za sobą dwie koszmarne noce,pełne rwącego,rozdzierającego bólu.Udało mi się tak po północy wreszcie zasnąć i nawet dosyć dobrze już przespałam resztę nocy.Obudził mnie potworny głód,a to dobry znak.Następną chemię mam 9 września i tej trochę się boję,bo ponoć czwarta najgorsza.25 badania kontrolne.Jak ten czas leci.pół roku zmagań mam już za sobą.

Wczoraj żeby nie myśleć o bólu,prawie cały dzień spędziłam kręcąc rurki na wiklinę.Gdzieś tam wyczytywałam,że to kręcenie i plecenie ma duże właściwości terapeutyczne,i chyba by sie to zgadzało.Nawet w szpitalu po chemii,gdy nie mogłam leżeć-bo wtedy bardziej boli,pielęgniarki przyniosły mi gazety,klej i wszystkie potrzebne prepiteta i kręciłam rurki ,plotłam buciki.Nawet wyniki błyskawicznie zaczęły się poprawiać.I takie dwa buciki uplotłam,zostało je tylko pomalować wykończyć.
A w domu naplotłam rurek na zapas,teraz zostało tylko kręcić.

A trochę zamówień mam na bieżąco i takie na połowę września.Koleżanka pracująca w Austrii przyjeżdża raz w miesiacu i ma zabrać zamówione rzeczy.Najbardziej podobają sie lawendowe rzeczy i te takie dwukolorowe






Z tymi dwukolorowymi nie ma problemu,ale nie mogę nigdzie dostać lawendowej farby,będę musiała poeksperymentować z barwnikami.Ta którą miałam ,była kupiona za grosze z wyprzedaży,bo już tego koloru nie robią.Kupiłam podobny ale za ciemny,i zbyt "świecący,błyszczący" a nie wyglądają wtedy ładnie koszyki,butki.Do połowy września coś wymyślę.

Właśnie tak piszę i zastanawiam się co jest inaczej,i wiem.O dziwo popuścił znacznie bezwład palców,ale bardziej czułe się zrobiły.Też dobrze,bo sobie przerywniki szydełkowe będę mogła zrobić.A siostrzenica nie może się doczekać na nowe szydełkowe kolczyki.Ma wszystko czego by nie chciała jak to jedynaczka,ale najbardziej ciocine kolczyki jej się podobają.
To biorę się za jakieś zajęcie.Obiadu nie muszę gotować,synuś mi nagotował i poprzyrządzał,do jutra starczy.

piątek, 19 sierpnia 2011

Już w domu...

Ja już po kolejnej chemii,wyniki przed chemią nie do końca miałam dobre,tak ,że dostałam 85% leku.Ale i to nie najlepiej sie czuję.Męczą mnie nudności i wymioty.W końcu udało im się znaleźć lek ,który znacznie poprawia parametry wątrobowe, (Hepa-Merz)cóż z tego jak cholernie drogi na miesiąc muszę mieć 3 opakowania a najtaniej udało mi się go znaleźć po 130 zł za opakowanie.A inne leki?
Nie mam pojęcia jak to wszystko powiązać.Dobrze,że mam choć trochę zarobku na wiklinie papierowej,bo przynajmniej na życie na bieżąco sobie dorabiam.
Kiedyś było lżej się leczyć,w pracy dofinansowywali mi do leków,teraz już wyczerpałam limit na ten rok ,kiedyś nie było limitów.
Na dodatek bardzo spadła mi odporność,grzybica zaatakowała mnie niesamowicie,w ustach ,pod pachami,ból,swędzenie,że trudno wytrzymać.W szpitalu podali mi jedną szczepionkę dwie muszę sama wykupić.Całe miasto przeszukaliśmy i nigdzie nie było ,dopiero na zmówienie będzie jutro a na 11 musi być ,bo trzeba je co 24 godziny przyjąć.261 zł jedna ampułka-i to na receptę szpitalną bo inaczej byłaby po 480 zł.I to ma być darmowa służba zdrowia,żeby to aż takie drogie musiało być.Ja tego wszystkiego wszystkiego nie rozumiem.
Kolega w Anglii leczy sie na raka i tam ma absolutnie wszystkie leki potrzebne do leczenia zasadniczego i wspomagającego za darmo.A tu tylko patrzą ,żeby jak najszybciej wypchnąć ze szpitala i żeby pacjent sam sobie leki kupował.Nawet w szpitalu trzeba mieć swoje lekarstwa,oni dają tylko zasadniczą chemię a reszta swoje.
I jeszcze jakieś wydziwiane diety.


poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Parny poniedziałek


Parno,duszno,nie do wytrzymania.Na ogrodzie dziś nie da się siedzieć,bo choć mnie komary nie gryzą ale to bezustanne brzęczenie koło uszów i siadanie ich na mojej łysej głowie niezmiernie działa mi na nerwy.
Siedzę więc w domu ,zwijam rurki.Myślałam ,że dziś coś pomaluję zwiniętych rurek ale pogoda sie nie nadaje,bo już dwa razy padał drobny deszczyk a one najlepiej schną na pełnym słońcu i po wyschnięciu nie farbują rąk,a jak parno i wilgotno fatalne się robią.
Dziś tak nie najlepiej się czuję,skończył mi się jeden lek,a nie zauważyłam ,że mam go mało i ciągle jest mi niedobrze,na wymioty ciągnie.A i ta pogoda nie wpływa dobrze.Mam nadzieje ,że do środy jakoś to zniosę aa w szpitalu już mnie kroplówkami wzmocnia przed chemią.Tak szybko ten czas leci odmierzany od wizyty do wizyty i pobytu w szpitalu,aż nie chce mi się wierzyć ,że to już pół roku minęło.Zwolnienie już dziś mi się kończy a z ZUS-u żadnej informacji,czy dadzą zasiłek rehabilitacyjny czy rentę.Następny miesiąc będzie bez kasy,jedynie z marną wypłatą za 14 dni chorobowego . A papiery w ZUS-ie już więcej jak miesiąc temu złożyłam.Ale co ich to obchodzi,oni mają swoje wcale niemałe zarobki,a ty męcz się albo umieraj dla nich to tylko zysk.
A tak poza tym to nic nowego,w domu cicho,dzieciaków  nie ma,nie ma się kto kłócić,nie ma kogo po lody posłać,Beatka szybko na rowerze by przywiozła skądś.
Biorę się dalej za zwijanie rurek,jak wrócę ze szpitala będę miała z czego robić,i podreperuję kulejący budżet.
Już i tak ktoś mi wypomniał,że zamiast wysyłać dzieci na wakacje,mogłam im zarobione pieniądze odebrać i przeznaczyć na dom. Może i mogłam,ale im też sie coś należy,Młodsza Beatka ma przed sobą wcale nie lekką naukę ,a Aga i tak była mocno obciążona obowiązkami przez okres mojej choroby,z wielkim oddaniem zajmowała się mną po obydwóch operacjach i miała na głowie cały dom wszystkim zarządzając i dbając.Niech odpoczną ,bo jeszcze i mnie wiele czeka walki i nie raz będą mi pomocne.
Dziś tak sobie patrzyłam na mój ogród przed domem,ogród chory jak ja.Niby chwasty oplewione,ale córy jakoś zacięcia do ogrodu nie mają,a ja nie mogę i wszystko tak rośnie na pół dziko.Jeszcze i ślimaki narobiły sporo szkód,pozjadały młode sadzonki kwiatów.Przez zimę wyginęło mi trochę bylin,co corocznie zdobiły ogród.Tylko uparte róże jak zwykle pięknie kwitną  i hibiskusy wzdłuż ogrodzenia tworzą piękny mur kwiatów.





niedziela, 14 sierpnia 2011

Słoneczna niedziela

Piękna słoneczna niedziela.Rano zawiozłam koleżance zrobione osłonki na doniczki i osłonkę na szklany flakon kasę zainkasowałam
i pojechaliśmy na naszą "Kapłanówkę" plac piątkowych i niedzielnych targów.Kupiłam sobie garnek z ceramiczną powłoką ,w którym mogę dusić potrawy bez obawy przypalenia,pieczonych mi nie wolno a samo gotowane cały czas nie smakuje,może się znudzić,a duszone wolno.
A później siedziałam sobie w moim warsztacie pod chmurką i plotłam wiklinę.Wykańczałam  już zrobioną.Słoneczko grzało,wietrzyk delikatnie wiał,wszystko pięknie schło .W końcowym efekcie na koniec dnia mogłam porobić zdjęcia ,ale coś nie najlepsze zdjęcia mi sie zrobiły,przy wieczornym świetle.Większość tych prac ma lawendowy kolor ,a wyszedł jakiś taki przyblakły.

Dobrze się dziś czułam ,jak już dawno nie.Apetyt mi wrócił,wszystko mi smakuje,choć dużo nie dam rady zjeść.To chyba efekt zmiany leków.Oby tylko wyniki przed środową chemią dobre były.

piątek, 12 sierpnia 2011

I znów nie najlepiej...

Dziś dzień kolejnej kontroli lekarskiej.Jak w ubiegłym tygodniu było dobrze ,tak dziś znów ostre pogorszenie,bardzo złe wyniki krwi i wątrobowe.
I znów plik recept i znów nowe lekarstwa,bo poprzednie nie skutkowały.Chyba królikiem doświadczalnym jestem.Ale w zasadzie tak przewidywałam,że nie najlepiej bedzie,bo od paru dni strasznie zawracała mi sie głowa i mimo leków było mi ciągle niedobrze,a rano wstawałam z potężnym bólem głowy.A wieczorem miałam stan podgorączkowy ,co u mnie nic dobrego nie wróży,bo niezwykle rzadko mam gorączkę.
Zakażony port nie chce się absolutnie wygoić,cały czas podchodzi ropą.Dopiero teraz zrobili mi wymaz i okazało się ,że niestety mam bakterię odporną na wszystkie antybiotyki,jedynie może być leczony starym dobrym Biseptolem.A tyle kasy wywaliłam na różne antybiotyki i tylko żołądek wyjałowiłam i grzybicy mimo środków osłonowych się nabawiłam.Już mnie krew na to wszystko zalewa.
Kazali mi szukać dawców ,bo może się okazać,że trzeba będzie podawać krew,bo coś tam spada a co innego rośnie.Ja nie lekarz ,i pamięć coś nie najlepsza to nie wiem ,chodzi coś o leukocyty i białe ciałka krwi i jakieś CRP o ile dobrze zapamiętałam,jest za wysokie dochodzi do 200 ale dla mnie to czarna magia.Nawet nie chcę wiedzieć.Rano przyjdzie pielęgniarka pobrać krew,jak nadal będzie się utrzymywać to wcześniej do szpitala trzeba będzie iść.Ale to chyba przez ten "zapalony" port.Czuję się po nowych lekach nieco lepiej ,przynajmniej stanu podgorączkowego nie mam.
Dobrze chociaż że mam jakieś zajęcie i wiklinę plotę,bo chyba zaczęłabym przemyśliwać,a tak to nie mam na to czasu.
Znajoma która lawendowy komplet sobie zamówiła,dziś zwróciła prostokątne pudełko,bo się jej "odwidziało",przestało jej eis podobać.Ale kasy nie zwróciłam,bo już wydałam,dostała za niego filiżankę jaką miałam w zapasie.
A w domu zaczynają odżywać kwiaty,co za dobry znak uważam,bo jak zaczęłam chorować niemal wszystko ,mimo pielęgnacji "pozdychało".Zaszczepiłam sobie gałązkę mirtu znalezioną koło kościoła po weselu i tak nieprawdopodobnie szybko się przyjął i rośnie,że wprost nie do wiary.Moje piękne storczyki z których tak dumna byłam a prawie wszystkie padły,zaczynają wracać powoli do życia.Jeden tylko,taki co dostałam na 50 urodziny  nie chorował,Pięknie za to kwitnie.

No i mnie nie zostaje nic innego jak być twardą i upartą jak ten storczyk.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Lawendowo


Piękny słoneczny dzień dzisiaj był,wyniosłam swój wiklinowy warsztat do ogrodu,gdzie w cieniu drzewka przy wtórze brzęczenia chmar komarów ( mnie nigdy nie gryzą) kończyłam pierwszą część lawendowej kolekcji ,która w niedzielę powędruje do Wiednia.Jeszcze mam dorobić mały okrągły kuferek (już upleciony) i filiżankę ,wszystko w jednym kolorze ,ozdobione różnymi motywami lawendy.







Bucik ma służyć jako osłonka na doniczkę z lawendą.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Słonecznie

Dziś pięknie i słonecznie.
W domu rejwach jakby stado dzieciaków było a nie dwie prawie dorosłe dziewczyny.Wstały dziś skoro świt,jak tylko słońce zobaczyły,żeby przed wyjazdem mamie okna wyczyścić ,pozmieniać firanki i story,dokończyć pakowanie.I południa jeszcze nie ma a już wszystko porobione,okna jak nowe,zdjęte firany i   zasłony suszą się poprane ,poodkurzane ,posprzątane,popakowane.Obiad z wczoraj,to nie muszę gotować.Totalny luzik.
Córy wyjeżdżają wieczorem.Cóż ,też trochę odpoczynku im się należy bo i nerwów i pracy przez moją chorobę miały.Same sobie kasę na wyjazd uzbierały,zbierając złom,rozbierając stare porzucone na śmietnikach sprzęty ,odzyskując szczególnie metale kolorowe.Chodziły z ulotkami choć to najmniej opłacalne zajęcie.Aż czasami trudno uwierzyć ile z tego może być kasy.Cóż,pieniądze są wszędzie ,tylko trzeba umieć je znajdować i odrobinę wysiłku w ich zdobycie włożyć.
Ja dziś nawet bardzo dobrze się czuję,jakoś zawroty głowy nieco ustąpiły,tylko apetyt kiepski.Ale czemu sie dziwić,żołądek zamulony lekami na normalne jedzenie się krzywi.
Zaraz wynoszę "warsztat " wiklinowy na ogród i twardo za zwijanie i kręcenie muszę się wziąć,bo na sobotę kilka sztuk muszę skończyć,koleżanka do Wiednia zabiera.Pozbierała z mojego domu wszystko co dla siebie miałam zrobione,tak jej się podobało,nawet zdjęć niektórym wyrobom nie zdążyłam zrobić.W samą porę,bo kasy trochę wpadło i wpadnie, i na wykupienie nowej porcji leków będzie jak znalazł.A jeszcze i na dalsze zamówienia mogę liczyć,bo przyprowadziła szwagierkę,która osłonek,koszyczków nazamawiała,tak,że roboty mi na dłużej nie braknie,byle siły były.Ale takie rzeczy podnoszą na duchu i sił przybywa.A jeszcze jak sie nie trzeba martwić o kasę,bo choć wielkie kwoty to  nie są ,wystarczą na uzupełnienie braków.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Buro,ponuro...


Za oknem buro i ponuro,pada prawie cały czas,,taki drobny upierdliwy deszcz.Nic tylko spać.
Siedzę odkad wróciłam ze szpitala (nie załatwiłam nic) i zwijam rurki i czekam na pogodę by je pofarbować na różne kolory.Chcę porobić takie trochę kolorowe koszyki.

A to moje ostatnie wyroby które już jutro powędrują do nowych włąscicieli,dwa skromne "zestawy upominkowe





niedziela, 7 sierpnia 2011

Dzień jak co dzień


Chciałabym bardzo serdecznie podziękować wszystkim odwiedzającym mojego bloga,wszystkim ,którzy piszą komentarze,wspierają mnie  w  walce z chorobą.Nawet nie wiem czy zdajecie sobie sprawę ,ile energii czerpię z tych wszystkich waszych słów.Nie jest mi lekko,ale nie poddam się .

w czwartek byłam na kontroli,nie znam się za bardzo na medycynie,wiec muszę słuchać tego co mi mówią,potwierdzono przerzuty na wątrobę ale jednocześnie dowiedziałam się,że organizm podjął walkę,co wyraźnie widać na wynikach  (i na mojej łysej głowie ).Ja od siebie mogę tylko powiedzieć,że wcale dobrze się nie czuję,po cholernych sterydach,które wspomagają leczenie,zaczynam tyć,a apetytu wcale nie mam ,jem niemal na siłę i to połowę zwrócę.W głowie mi się kręci,że schylić się nie mogę bo nosem w podłogę bym zaryła.Ale nie rozczulam sie nad sobą,bo nie mam na to czasu.Sezon warzywno -owocowy,to przetworów do roboty sporo.Przy wydatnej pomocy córek narobiłam sporo najróżniejszych dżemów,narobiłyśmy niemal 100kiszonych i konserwowych ogórków,różnych sałatek.Mój udział,to głównie dozór i nakładanie do słoików w miarę sił.




A dla relaksu kręcę wiklinę.Nie mam zdjęć,bo jeszcze ostatnie prace wykończeniowe zostały.
Dziś wybraliśmy sie do lasu dla zaczerpnięcia świeżego powietrza,ja pojadłam czernic




a przy okazji "zbierałam " grzyby,pokazując je kijem,to moje najlepsze okazy




w sumie było ich tyle

Będzie jutro wspaniała zupka,ja tylko zapach będę konsumować,bo grzybów mi absolutnie nie wolno,ale mam satysfakcję.
Jutro do szpitala,prawdopodobnie już usuną mi port do wstrzykiwań zakażony podczas ostatniego pobytu,a kiedy nowy założą,nie wiadomo,bo nie chce zejść stan ropny.Organizm osłabiony chemią,ma problemy z pokonaniem zapalnego stanu.
Teraz idę spać,choć pewnie po godzinie obudzę sie wyspana,tak śpię "na raty"

LinkWithin