Nie zaglądałam parę dni ale to nie znaczy ,że nic u mnie się nie dzieje.
Same "niespodzianki".Otóż okazało się,ze niedowład rąk i nóg,problemy z koordynacja ruchów i z mowa wcale nie były efektem chemii.Po prostu przeszłam udar niedokrwienny dzięki zapchanym chemią żyłom.Dopiero tomografia i rezonans głowy to pokazały.Chyba jakaś specjalna siła nade mną czuwała,że tylko takie skutki pozostały,bo sadząc po badaniach ,powinnam być w znacznie gorszym stanie.Może i dobrze,ze o tym nie wiedziałam,( w szpitalu jak zabrało mnie pogotowie ,bo przewróciłam się i nie dałam rady samodzielnie stać ,zlekceważyli objawy,stwierdzili ,ze to po chemii),bo przynajmniej sama starałam się pokonać niedowład i niemoc .Pomogła mi tez lekarka rodzinna,która nie znając jeszcze wyników badań,na które mnie skierowała wypisała takie leki,że szybciej zaczęłam wracać do formy.
a ja w ramach samodzielnej rehabilitacji zaczęłam wyplatać coraz więcej wikliny papierowej.Nie idzie mi to tak szybko jak kiedyś ,jeszcze nie wszystko równe i proste ale już coraz lepiej.Choć czasami miałam ochotę rzucić tymi koszykami o ścianę ,jak palce nie mogły sobie z czymś poradzić.
Ale mimo to powstało w tym tygodniu kilka koszyków.
Dwa większe o wymiarach 30x22x5 i jedno małe 22x16x12,w przygotowaniu dwa pośrednie między tym dużym a małym
Trochę też pokarteczkowałam,ale nie wszystko skończone,bo zapas kwiatków własnej roboty mi się skończył,prawie nigdy nie używam gotowych ,kupnych (w wyjątkowych okazjach),a do robienia kwiatków ręce jeszcze się nie nadają .
I tak mam przygotowane dwie koszule tym razem w formie sztalugowych
i pięć czekoladowników,co prawda koleżanka twierdzi,że tak ładne,że wystarczyłby stempelek z życzeniami ,ale mnie coś mało strojne się wydają.
Może już niedługo moje ręce będą bardziej sprawne,to znów narobię kwiatków całe pudełka,jak narazie mąż wieczorami siedzi i wycina mi dziurkaczami skrapki na przyszłe kwiatki.