Prawa autorskie

Wszystkie prace, zdjęcia i teksty zamieszczone w tym blogu są wyłącznie moją własnością, a jeśli tak nie jest wyraźnie to zaznaczam. Kopiowanie, wykorzystywanie, rozpowszechnianie, przetwarzanie w jakikolwiek inny sposób zdjęć, tekstów oraz wzorów prac bez mojej zgody zabronione.

ZDJĘCIA

Wszystkie prezentowane na blogu zdjęcia są wykonane przeze mnie i moją córkę.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie.

Obserwatorzy

piątek, 30 września 2011

Co dalej...

A wyników badań dalej nie ma,już cała w nerwach jestem,Chciałabym już na 100% wiedzieć jak to naprawdę ze mną jest.Niby czuję się dobrze,ale strasznie słaba jestem,a ja nie lubię być słaba i zależna.Nigdzie sama nie mogę sie ruszyć,pilnują mnie jak niemowlę.Zastanawiam się czasem ,czy to dla nich nie jest zbyt uciążliwe.O czasu jak straciłam przytomność  ani na krok nie puszczają mnie samej,zbyt często mam zawroty głowy .
Ale za to siedzę w domu i wiklinę plotę.Dziś dostarczyłam koleżance,która na dwudniowy kiermasz do Wysowy jedzie troche swoich wyrobów,może coś sprzeda.






Do tego jeszcze dwie filiżanki,ale jakoś zapomniałam im zdjęcia zrobić,prosto z suszenia powędrowały do torby i pojechały....

wtorek, 27 września 2011

Słodko

Niby siedzę w domu ale w gruncie rzeczy jestem w szpitalu ,nie wypisana.Za to mam stawiać się na terapie z psychologiem.koniec ubiegłego tygodnia spędziłam w szpitalu na rożnych badaniach,chemii mi nie dali ,do czasu wyjaśnienia co z tym guzem w głowie,porobili cała masę badań i na wyniki ,które lada dzień powinny być czekam.wczoraj miałam konsultacje u neurochirurga,ale niewiele mógł mi jeszcze powiedzieć,bez szczegółowych opisów badań.Tak mnie te badania jakoś przygnębiły,że przysłali mi psychologa na oddział.Pierwszą moją reakcja było szczere oburzenie,bo cóż mi taki młody szczyl może pomóc,co on tam wie.Odmówiłam wykonania wszelkich badan,jakichś rysunków,ustawiania klocków itp,po prostu zaczęłam się z nim kłócić.Sama nie wiem kiedy moja pyskowanka zmieniła się w ciekawa rozmowę która ponad dwie godziny trwała.Dużo zrozumiałam,a jeszcze więcej starając się "odrobić" zadane zadanie.Siedzę nad tymi tabelkami codziennie i uzupełniam,i zdziwiona jestem niezmiernie jak ja długo tak naprawdę zamykałam się przed wszystkimi a najbardziej przed sama sobą.Cholernie długa i ciężka przede mną droga.Nie tylko raka muszę wyleczyć,muszę wyleczyć siebie,nie tylko ciało ale i dusze.Dało mi to wszystko trochę kopa.


I na to konto dziś ,pierwszy raz od pół roku wzięłam sie za wypieki,napiekłam całą furę drożdżówek z serem i śliwkami i placek z serem.Ze słodką kawusią jedzenie wspaniałe.Z z resztek śliwek co zostało knedli na obiad nalepiłam.
Coś ten dzień jakiś taki długi dziś był.to i z wikliny poplotłam trochę,pomalowałam zrobione wcześniej prace,część już wyschła,reszta się suszy.A i po obiedzie pospałam i taka jakaś odprężona jestem,spokojniejsza,wypoczęta mimo tylu zrobionych rzeczy.Nad bilansem mojego życia jeszcze trochę muszę popracować,ale już widzę,że więcej w nim sukcesów niż strat.
A to moje nowo wykończone wiklinowe wyroby,resztę pokażę następnym razem.







Na sobotę na kiermasz w Wysowej Zdroju muszę coś przygotować,koleżanka ma zabrać,ja niestety nie mogę jechać,pojadą same wyroby.

czwartek, 22 września 2011

Rano byłam oddac krew do badań,za chwile wyruszam do szpitala do przyjecia na oddział.Ile bede nie wiem,czy podadzą mi w koncu chemie tez nie wiem,zależeć będzie od wyników dodatkowych badań.
ale przyznam ,mam już dosyć,chciałabym,żeby to się wreszcie skończyło,obojętne w jaki sposób.Dużo można wytrzymać,ale nie wiele trzeba ,by się załamać.
Wczoraj wywalili mnie z robótkowego forum,bo miałam czelność powiedzieć co myślę o traktowaniu ludzi .gdyby mi nie szkoda było pewnych osób co tam na forum jeszcze zostały,już dziś to forum by nie istniało.Ale ono i tak się rozpadnie,i to bardzo szybko.Jeśli im się wydaje,że ja tam nie potrafię wejść,to grubo się mylą.Popatrzę, poobserwuje jak się wzajemnie szarpią .
A teraz spadam.Pozdrawiam tych co tu zaglądają,za komentarze dziękuję i za wparcie serdecznie dziękuje..

wtorek, 20 września 2011

Niedziela

Dziś już wtorek a nie miałam kiedy pisać,ciągle coś sie działo.
No to wstawie kilka zdjęć z niedzielnej wycieczki nad wodę do lasu











 Córcia Beatka-przyszły fotograf

Było wspaniale ,z córką Beatką robiłyśmy sobie na zmianę zdjęcia,czasem i męża dało się sfotografować bez głupich min.

A dziś wyciągli mi szwy z tego przeklętego portu,byłam u lekarza wypełnić nowy wniosek o rentę z pogorszeni zdrowia,zrobiłam z córcia Agnieszka 20 słoików sałatek jarzynowych na zime i jeden koszyk,

sobota, 17 września 2011

Co dalej...

Wczoraj miałam mieć kolejną serię chemii.I znów zostałam odprawiona.Badania wyszły bardzo dobrze ,można by kontynuować leczenie ale...zawsze jakieś "ale" się znajdzie.Otóż muszą najpierw ustalić charakter przypadkowo odkrytego guzka w mózgu.Czy to coś nowego,czy pozostałość po przebytym kiedyś guza mózgu.Niestety ,wszystkie dokumenty choroby straciłam w pożarze,a archiwum już poszło do likwidacji  nie ma z czym porównać,muszą być zrobione wszystkie badania od początku.I tak mam szczęście,że mam tak fantastycznych lekarzy,że nie każą samej mi to załatwiać tylko sami ustalili terminy wszystkich badań i będę je miała zrobione już w czwartek na oddziale.Jak na dzisiejsze warunki to tempo jest iście ekspresowe.Już i tak mnie pocieszają,że to raczej nic groźnego,bo wszystkie pozostałe wynik mam bardzo dobre  istnieje nawet prawdopodobieństwo,że tego cholernego gada już się pozbyłam,bo wyniki innych badań sa niezwykle pocieszające.
To wszystko jakoś mnie to osłabiło,wczoraj po powrocie ze szpitala,przespałam całe popołudnie  tylko wieczorem wstałam coś zjeść przed kolejna porcją leków i poszłam spać,spałam niemal do 11 rano.I dziś też pół dnia przespałam.Może to nie osłabienie a odprężenie?bo jakoś mi się tak lżej zrobiło.Tylko jedna ze znajomych mocno nie zadowolona,że jej nie uplotłam z wikliny tego co chciała, i tak mnie tym wkurzyła ,że jej nic nie zrobię.Bo według niej zamiast histeryzować i łazić po szpitalach ,wzięła bym się za robotę,to wszystkie humory by mi z głowy wywietrzały,bo ona u mnie choroby nie widzi.Ale cóż,są ludzie i ludziska.

środa, 14 września 2011

12 godzin na SOR

Wczorajszy dzień zaczął się zwyczajnie.Ot wstałam rano w nie najlepszym humorze,bo od trzech dni męczyła mnie ostra biegunka,ale poza tym znów tak źle się nie czułam.Córa zarejestrowała mnie do rodzinnego a z druga pojechałam na szpital do zmiany opatrunku wyciągniętego zaropiałego portu.Nawet nie źle się to goi,sączki usunięto,opatrunek zrobiono.I do przychodni.Córa zostawiła mnie samą,bo ze dwie godziny zanosiło się posiedzieć nie było jeszcze  9 rano a na 11 byłam zarejestrowana,a ona chciała coś w domu porobić.Siedziałam sobie i czekałam,słuchałam książki na mp3,od czasu do czasu odwiedzałam "pana kibelkowego".Pamiętam że szłam znów do kibelka ,a jak przyszłam do siebie,leżałam na kozetce w gabinecie,a koło mnie ruch jak cholera.Dowiedziałam się ,że runęłam pod drzwiami jak wór cementu spadający z pierwszego piętra.Karetka -i do szpitala.Całkowita utrata przytomności ,drgawki mocno zaniepokoiły lekarkę ,mnie jeszcze nie,bo wzięłam to na karb wymęczenia "sraczką".
Bardzo szybko i ostro zajęto się mną na SOR-e choć ruch był jak w młynie.Badania krwi, tomograf głowy i co tylko możliwe.Szybko stwierdzono,przedawkowanie antybiotyków i stąd owa "sraczka".Podawano mi całe mnóstwo kroplówek,by wypłukać organizm i wzmocnić.Kroplówki szły na dwie ręce.Jak przyszły wyniki z tomografu ,procesja konsultantów,neurolog,neurochirurg,onkolog.
I to tez nie dało mi jeszcze nic do myślenia,ot,leczę się ontologicznie to i stąd wizyta onkologa a neurolog-no bo upadłam ,może coś tam się stało.I tak dwanaście godzin przeleżałam,śpiąc między kolejnymi wizytami w kibelku.Już pod wieczór moja sraczka się uspokoiła i pełna dobrych nadziei szykowałam sie domu.W miedzy czasie zadzwoniła moja przyjaciółka  ,pogadałyśmy od serca,ja się wyżaliłam ona mnie pocieszyła.Do domu dałam znać,że mogą po mnie przyjeżdżać.
Poszedł lekarz z wypisem-i dostałam potężną pałą w łep.Dobrze,że pół godziny wcześniej zastrzyk ze środków uspokajających dostałam,bo jakoś mogłam to znieść.
Okazało się ,że to co miało być wyleczone 30 lat temu,odżyło,w prawym płacie czołowym jest guz,8 mm otoczony sferą obrzęku.Nie ma możliwości usunięcia tego guzka.I to on powoduje moje utraty przytomności,chwilowe zaniki świadomości i masę różności,które przypisywałam chemii,menopauzie itd.Albo to nie było kiedyś wyleczone,albo po prostu wznowa.
Dziś już przespałam się z tymi wiadomościami,i choć mnie to nieco zdołowało,muszę żyć dotąd ,dokąd się da normalnie.Jedno wiem,nie dopuszczę do tego by stać się całkowicie zależna od innych.Znajdę sposób ,by w miarę godnie odejść ,gdy zajdzie taka konieczność.Ale narazie będę walczyć ,wcale nie jest powiedziane,że to już wyrok.A wydaje mi się,że jeśli się wierzy,to połowa sukcesu,reszta już nie od nas zależy.Cholera jasna,czy nie wystarczyło już tego co było? czy jeszcze i to musiało się wpieprzyć.Chyba pojadę na wieś i wezmę się do rąbania drewna,bo mam ochote komuś wlać albo coś rozbić.Ale co mi ktoś winny albo jakaś rzecz.
Chyba będę musiała zająć się wikliną ,bo to mnie uspakaja.

poniedziałek, 5 września 2011

Jak tu żyć w taki upał.....

Prawie tydzień tu nie zaglądałam,ale jakiś kiepski ten tydzień był.Upał niesamowity,źle go znoszę.Nawet nie miałam za bardzo ochoty na plecenie wikliny.Bo i nie czułam się za dobrze,wyniki znów nie najlepsze,miałam kłopoty finansowe,po kolejnej wizycie kontrolnej,znów plik recept,a za bardzo nie było za co tego wszystkiego wykupić.Dosyć sporo mnie to podłamało.
Ale jak to bywa,na prawdziwych przyjaciół zawsze można liczyć,i przynajmniej trochę tych kłopotów z grzbietu mi zeszło.Leki jak narazie mam wszystkie,teraz jakoś przetrwać do kolejnej chemii (9 .09).
a jutro wreszcie usuwają mi ten zakażony port,nie dało się opanować stanu zapalnego ,mimo antybiotyków i trzeba go wreszcie usunąć.To chyba tez nie wpływało dobrze na moją kondycję.Powoli też cofa się grzybica,ale leki na nią też dobrze odchudzają portfel.

Mimo nie najlepszego samopoczucia ,zmuszałam się do jakichś zajęć.Niewiele tego zrobiłam,bo lewa ręka coraz bardzie niesprawna,i chyba gdybym nie plotła,i zmuszała ja do ruchu ,pewnie już całkiem by zesztywniała,boli,ale robie to niemal na siłę.
Uplotłam ze 20 dzwonków ,takiej drobnicy,malutki kapelusik dla koleżanki córki,

Misę na owoce i kuferek na drobiazgi-mam to zamiar dać na wystawę do Krakowa zorganizowana dla osób niewidomych i niedowidzących




Jeszcze taka małą tacke na słodycze zrobiłam


Uplotłam też 10 osłonek na doniczki,ale im zdjęć nie zdążyłam zrobić,koleżanka jeszcze takie niedoschnięte ze sznura zdjęła i zabrała,każda innym splotem robiona i w innym kolorze,dziś jeszcze jedną dorobiłam bo jej kwiatek został bez "ubranka"
Ale najwięcej czasu zajęły mi dwa pudła na drobiazgi,wcale nie takie malutkie,powyżej 20 cm średnicy i ponad 20 cm wysokości.Trochę z nich nie jestem zadowolona,bo jakiś cień na wieczku jednego wyszedł,i tak do końca proste nie są,bo bez żadnej formy robiłam,nie potrafiłam znależć wiaderka ,na którym wcześniej robiłam (znalazło się dziś,po prostu zapomniałam ,że mam w nim zakiszone duże ogórki na przecier na zupę).



Dzwonki zostało mi wymalować i ozdobić,mają być dodatkiem do nagród i wyróżnień dla sponsorów w "Święto Białej laski" w październiku.Jak skończę to pokaże hurtem


LinkWithin